Tajemnice Archiwum X. Tak pracują najlepsi polscy policjanci.

Ich tożsamość - poza nielicznymi - jest tajna. Ich metody pracy - też. Ich cel - rozwikłać najstraszniejsze niewyjaśnione zbrodnie w Polsce. Reporterka Iza Michalewicz dotarła do policjantów z Archiwum X.

Pierwszy, z początku nieformalny, policyjny Zespół do Spraw Niewykrytych Zabójstw powstał w 1999 r. przy Komendzie Wojewódzkiej Policji w Krakowie. Dziś złożone z najbardziej doświadczonych policjantów komórki śledcze istnieją w każdym mieście wojewódzkim. W książce „Zbrodnie prawie doskonałe” (wyd. Znak) reporterka Iza Michalewicz opisała jak pracują policjanci z Archiwum X, poznała ich sposoby myślenia i działania. I to, co mogła opowiedzieć, opowiedziała nam.

Michał Gostkiewicz: Rozwiązanie spraw zabójstw dwóch chłopców na tle pedofilskim w odstępie kilku lat na Pomorzu było możliwe, bo – jak opisujesz w swojej książce – kilku upartych gliniarzy zadziałało poza schematami.

Iza Michalewicz: – Dokładnie dwóch: Paweł Mrozowski i Jacek Gilewski. Media podały tyle, że zginęło jedno dziecko, potem drugie, i że najpierw złapali niewinnego człowieka, który za nic odsiedział parę lat, a potem ot tak złapali drugiego, który zabił obu chłopców. A to było trochę inaczej.

Jak?

– Po pierwszym zabójstwie pani prokurator, nie mając żadnych śladów poza jednym zapachowym, doprowadziła do aktu oskarżenia. A sąd ten akt oskarżenia klepnął i niewinny człowiek poszedł do więzienia za zabójstwo!

Dowody prokuratury były aż tak słabe?

– Po latach wstrząśnięci policjanci z Archiwum X i miejscowy prokurator, który nie prowadził tamtej sprawy, ale widział wizję lokalną, powiedzieli mi, że gdyby tę wizję zobaczył Wysoki Sąd, to by zauważył, że podejrzany, upośledzony umysłowo chłopak, przyprowadzony na miejsce zbrodni, wskazał zupełnie inne miejsce ujawnienia zwłok niż to, w którym znaleziono ciało. I mówił, że zadał dziecku trzy ciosy nożem w brodę, a dziecko zostało zasztyletowane w sposób straszliwy, ale zupełnie inny! Było tam więcej uchybień.

Nie mogę uwierzyć, jak to przeszło przez prokuraturę.

– Zapytałam prowadzącą wówczas to śledztwo panią prokurator, dlaczego doprowadziła do oskarżenia. Przyszła odpowiedź: „bo jego wersja niewiele odbiegała od materiału dowodowego”. A dwa zdania dalej: „wersja, że podejrzany to sprawca, miała uzasadnienie w materiale dowodowym”. To odbiegała, czy miała uzasadnienie?! Absurd! Nie pierwszy i nie jedyny, z jakim się spotkałam. Ale w tamtej sprawie pani prokurator uparła się przy swoim. A czasem warto się przyznać do błędu i bardzo szybko go naprawić.

To nie jedyny błąd organów ścigania, na jaki natykają się bohaterowie twojej książki – gliniarze z policyjnego Archiwum X. W przypadku śmierci Małgorzaty Śnieguły ze Skierniewic prokurator założyła, że to było nieumyślne spowodowanie śmierci.

– I jak to już założyła, to nie zabezpieczyła, jak należy, miejsca znalezienia ciała. A technika kryminalistycznego zdziwiło, że mieszkanie jest jakieś dziwnie posprzątane.

To znaczy?

– Na ścianie był ślad po wymiocinach, ale wyglądał, jakby ktoś go z tej ściany ścierał. Zmarła dziewczyna leżała obok przygotowanego do spania łóżka, na równo rozłożonej kołdrze, z wyprostowanymi nogami, z dłońmi zagiętymi pod siebie. Dziwna pozycja. Lekarz, który stwierdził zgon, też mówił, że coś mu nie gra, dlatego podjął decyzję o wezwaniu prokuratora. Oględziny często decydują o sukcesie śledztwa. A pani prokurator co? Założyła nieumyślne spowodowanie śmierci chyba tylko na papierze, bo po trzech dniach od wejścia do domu oddała klucze rodzinie męża ofiary! Rodzina męża „wyczyściła” calusieńkie mieszkanie, teściowa wyprała nawet kołdrę, na której leżała Małgosia. I co gorsza miała do tego prawo, bo pani prokurator nie zaplombowała drzwi. Patrzyła, a nie widziała.

„Twoi” policjanci patrzą i widzą.

– Dziennikarze często zadają im pytanie: „w jaki sposób doszliście do prawdy?”. „Używamy mózgu” – odpowiadają.

Spotkałaś się z wieloma z nich. Co to za ludzie?

– Po pierwsze sami faceci.

A dlaczego?

– Bogdan Michalec, szef pierwszego Archiwum, tego z Krakowa, tłumaczył, i ja mu wierzę, że mieszana grupa się nie sprawdza. Jak do grupy samców dałbyś jedną choćby kobietę, to zaraz sobie przypomną, że ona ma cycki i zacznie się interakcja w grupie, będą flirty, gadanina, a na to nie ma czasu, bo roboty jest za dużo. Lepiej stworzyć grupę samców. I to nie ma nic wspólnego z seksizmem.

Nie?

– Według tych gliniarzy kobiety wspaniale sprawdzają się jako analityczki kryminalne. Jedna z tych pań, poproszona o analizę akt pewnej starej i już dawno umorzonej sprawy zapytała: „a gdzie są akta innego zabójstwa?”. Powiązała sprawę, którą analizowała z inną, pozornie z tą niezwiązaną. I wszyscy osłupieli. Genialnie umiała łączyć fakty. Wcześniej pracowała jako kierowniczka poczty.

Ale pewnie i tak zaraz feministki podniosą krzyk: „jak to? Jak to?!”. Ano tak to, że każdy robi tak, jak mu wygodnie. I Michalec bardzo jasno określił, jaką grupę tworzył.

Jacy mężczyźni spełnili jego kryteria?

– To nie są tylko jego kryteria. Do Archiwum X trafiają szczególne typy ludzkie. Każdy policjant z którym się spotkałam, jest indywidualnością. Każdy z nich ma coś, co trudno nazwać, bo wymyka się racjonalnej analizie. Coś, co jest bardziej intuicyjne, niż rozumowe.

Zmysł.

– Można tak powiedzieć. Niech będzie nawet, że szósty zmysł.

W jaki sposób się ów szósty zmysł przejawia?

– Opowiadał mi o tym policjant z Archiwum X z Kielc, Dariusz Wójcik. Siedział nad opasłymi tomiszczami akt sprawy gangu kantorowców – sprawców napadów na kantory z lat 2005-2007. Szefem szajki był rolnik, plantator truskawek Tadeusz G. Wójcik czytał akta, bo koledzy z Krakowa podsunęli mu trop: sposób, w jaki mordowali „kantorowcy”, czyli strzał w klatkę piersiową z bliskiej odległości, przypominał modus operandi niewykrytego sprawcy zabójstwa trójki Ukraińców z 1991 roku. I nagle „klik!”. Zdanie z zeznań jednego z „kantorowców”, rusznikarza Jacka P.: broń, z której zabijano właścicieli kantorów, została też „wykorzystana do zabicia Ruskich”. Idąc tym tropem, Wójcik porównał DNA kantorowców z DNA zabezpieczonym na ciele brutalnie zgwałconej i zamordowanej w 1991 roku Ukrainki.

Bingo.

– I kto dokonał przełomu w tym śledztwie? Misiowaty, dosyć potężny facet, nie żaden heros i okaz zdrowia prosto z klubu fitness. Facet, który przy rozmowie rysuje ołówkiem wzory na kartce, żeby się skupić. Facet, który, jak oni wszyscy, po prostu uwielbia zagadki kryminalne. Z nimi jest tak, jak z amatorami rozwiązywania krzyżówek.

Krzyżówek?

– Ludzie, którzy rozwiązują bardzo dużo krzyżówek, dochodzą do dużej wprawy, bo pamiętają z innej krzyżówki, jakie hasło należy wpisać. I tak samo jest z Archiwum X. Różnica jest jednak taka, że oni nie idą utartym schematem, oni te schematy po prostu łamią. Dobry glina kojarzy fakty, których nikt inny by nie zapamiętał, ani ze sobą nie powiązał – na przykład porównał zebrany ponad 20 lat temu materiał DNA z innej sprawy z tą, nad którą pracował.

I co wyszło policjantowi, który to zrobił?

– Zabójca mu wyszedł! W dwóch pozornie nie pasujących do siebie sprawach – zabójstwa trojga Ukraińców sprzed ponad 20 lat i zbrodni z lat dwutysięcznych – jedno było wspólne: sposób działania sprawcy. Wystarczyło, że policjant zagłębił się w akta i bingo!

Właśnie, akta. Każdy z tych genialnych gliniarzy zaczyna śledztwo od tego, że siada i zaczyna czytać stare papiery.

– Mają w komendach swoje ciasne pokoiki, gdzie przeglądają sterty papierów. To najbardziej żmudna i nudna, ale najważniejsza część pracy Archiwum X: bardzo wnikliwe czytanie starych akt.

Policjanci z Archiwum muszą być niezwykle cierpliwi i drobiazgowi, żeby coś z tego wydobyć.

– To raz. A dwa, muszą potrafić, na co kładzie nacisk Bogdan Michalec, łączyć intuicję z rozumem.

Co przez to rozumie?

– W śledztwie policjanci zbierają ślady DNA i inny namacalny materiał dowodowy. Ale nie można wyjąć ze sprawy człowieka i poddać go wyłącznie typowym technikom kryminalistycznym. Bo wtedy umykają jego emocje. Zło najczęściej rodzi się z emocji, frustracji. Jeśli ktoś nas skrzywdził, jesteśmy bardziej podatni na zło, choć nie każdy maltretowany w dzieciństwie będzie kiedyś zbrodniarzem. Ale policjant musi sam rozumieć ludzkie namiętności, żądze, emocje, bo z tego wszystkiego bierze się zbrodnia. Niektórzy ten element emocjonalny pomijają. Oni, w Archiwum X, nie. Człowiek w optyce tych policjantów to nie tylko byt z krwi i kości, który ma odciski palców, DNA i ślady zapachowe. Michalec bardzo mocno stawia na psychologię kryminalną. Radzi się profilerów, a nawet prosi o pomoc jasnowidza.

No nie!

– Wiem, grubo. Przyznał mi to w rozmowie, dostał ją do przeczytania, nie miał zastrzeżeń. Ale chodzi przede wszystkim o to, żeby nie zamykać się na żadne możliwości, nawet te najbardziej kontrowersyjne, ani na żadne emocje, bo nimi żyła ofiara, i one kierują mordercą. Albo jeszcze inny przykład, tym razem policjanta z wrocławskiego Archiwum. Gadam z nim o zbrodniach, a ten się cały czas uśmiecha! Nie wytrzymałam i spytałam, dlaczego. A on na to: „bo ja tak po prostu mam”.

I teraz sobie wyobraź: facet przychodzi do potwornie zmaltretowanej psychicznie rodziny ofiary, rozmawia z nimi i się uśmiecha! Ale wychodzi z tego zwycięsko, udaje mu się otworzyć tych ludzi. Najbardziej to procentuje w rozmowach ze świadkami. Klucz, według nich samych, to nie rozmawiać z pozycji władzy, z wyższością. Policjanci z Archiwum X muszą być, zwłaszcza skonfrontowani z cierpieniem, ciepli, otwarci, empatyczni. Michalec, który trafił do policji właściwie prosto z grupy punkrockowej, nazwał to krótko: w pierwszej kolejności trzeba być człowiekiem. Sam zresztą jest niesłychanie uroczym mężczyzną, chociaż jak ze mną rozmawiał, to z początku zachowywał lekką rezerwę. Bo przyszła baba, na dodatek blondynka i zadaje pytania. Ale z godziny, którą miał mi poświęcić, zrobiły się trzy i pół.

Jak mi mówił, ostatnie, co można zrobić w tej robocie, to popaść w schemat. To, że ci policjanci schematy łamią, przekraczają, szukają nowych dróg w dochodzeniu do prawdy sprawia, że zatrzymują na przykład domniemanego sprawcę wstrząsającego zabójstwa i oskórowania krakowskiej studentki Kasi. To będzie proces, jakiego Polska nie widziała. Nigdy wcześniej i nigdy później nie było w naszym kraju takiej sprawy. Owszem, można patrzeć na nią przez pryzmat doświadczenia, ale w Archiwum X obsesyjnie dbają, żeby się im w śledztwo nie wkradł najgorszy wróg – rutyna.

05.10.2017 Kraków . Podejrzany Robert J. doprowadzany do prokuratury (śledczy zarzucają mu , ze 19 lat temu zabił i oskórował Katarzynę Z. studentkę z Krakowa ). Śledztwo wznowili policjanci z „archiwum x”.
Fot. Jakub Porzycki / Agencja Gazeta !!! UWAGA – ZAKAZ PUBLIKACJI WIZERUNKU PODEJRZANEGO !!!

Czytając twoją książkę miałem wrażenie że największym wrogiem gliniarzy z Archiwum X są inni policjanci, prokuratorzy i sędziowie – ci niekompetentni, zadeptujący ślady, ukrywający własne błędy, które bywały nawet przyczyną umorzeń.

– Wymiar sprawiedliwości to wieka machina. Jeśli policjant zawali gromadzenie dowodów, czy prokurator oględziny, a sąd to dostanie do wyrokowania, to mamy katastrofę, jak w wypadku zabójstwa dzieci na Pomorzu. W Gdańsku sąd udzielił mi zgody na wgląd w akta tej sprawy, ale zakazał fotografowania. I weź tu przeczytaj 18 tomów w 8 godzin. Czytałam więc kilka dni. Dlaczego niechętnie dają dostęp? Sąd Okręgowy w Gdańsku akurat ma się czego wstydzić, bo to przez zaniedbania prokuratora sprawca – pedofil, morderca dziecka, był na wolności, uśpiony przez 3 lata. Kiedy zapadał wyrok za zabójstwo drugiego chłopca sąd przepraszał za swoje błędy w obecności mediów, rodziców dziecka i policjantów z Archiwum X. Opowiadali mi o tym. Ale to „przepraszam” już dziecku życia nie wróci, rodzina jest pęknięta i ludzie mają złamane życie.

W innej sprawie – dwójki studentów zabitych w górach – pan prokurator stwierdził, że oczywiście nie mogę prosić o wgląd do całych akt, tylko zdecydować: czy chcę uzasadnienia wyroków, inne fragmenty dokumentów, czy zdjęcia. Bo prokuratura ma prawo odmówić. Dostałam nie oryginały, ale kserówki, wyobrażasz sobie? Kserówki, w których imiona, nazwiska, adresy, telefony i funkcje były zasłonięte. I na moje pytanie, dlaczego akta są zanonimizowane, skoro sprawa jest stara, a ustawa o ochronie i pomocy dla świadka i pokrzywdzonego mówi, że anonimizacja dotyczy spraw wszczętych przed kwietniem 2015 roku, prokurator zareagował nerwowo. Wyszedł z sekretariatu trzaskając drzwiami.

Czego oni się boją? Zemsty kolegów, których wkopią, bo ujawnią ich niekompetencję sprzed 20 lat?

– Dobre pytanie, tym bardziej, że, jak podkreślił jeden z policjantów z Gdańska, Paweł Mrozowski, sprawiedliwość jest wtedy, gdy kara nadchodzi szybko. A Archiwum pracuje na starych krzywdach, które nie doczekały się zadośćuczynienia. Oczywiście są prokuratorzy, na których wsparcie policjanci z Archiwum X naprawdę mogą liczyć. O prokuratorze Piotrze Krupińskim z Krakowa na przykład mówią, że to „mercedes wśród prokuratorów”.

Czy Archiwum X jest komórką szanowaną przez przełożonych, kolegów z innych wydziałów?

– Mam wrażenie, że nie. Michalec powiedział, że wykrywalność jako statystyka go nie interesuje. Jego interesują sprawy beznadziejne, których nikt nigdy by nie wziął. Tymczasem dodatkowy policyjny grosz policjanci dostają za sprawy bieżące i dobrą wykrywalność. Oni są w tej grupie, z której inni sobie trochę drą łacha.

Za to jak jest sukces, to nagle wszyscy się pod nim podpisują, prawda? „Patrzcie, jak sprawnie wykryliśmy zabójcę”.

– Oczywiście! Sukces ma wiele matek i ojców. Tymczasem Archiwum jest bardzo potrzebne – i wciąż niedofinansowane. Jeden z policjantów wygarnął mi wprost: „Czy ty myślisz, że my dostaliśmy za wykrycie sprawcy jakąś premię?! Wała! Jakąś nagrodę? Uścisk dłoni komendanta”.

A przecież powinny im się należeć wszystkie możliwe nagrody. To są ludzie, którzy przywracają godność tym najbardziej dotkniętym przez los, okaleczonym przez zabójców, a potem przez wymiar sprawiedliwości. Ja tą swoją książką, mam nadzieję, oddaję tym policjantom szacunek, na wypadek, gdyby im go na co dzień zabrakło.


Książka Izy Michalewicz „Zbrodnie prawie doskonałe” ukazała się 28 lutego nakładem wydawnictwa Znak.

Iza Michalewicz (fot. Piotr Sadurski/Magdalena Wdowicz – Wierzbowska/archiwum prywatne)


Iza Michalewicz. Reporterka, laureatka nagrody Grand Press i finalistka Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego. Autorka zbioru reportaży „Życie to za mało. Notatki o stracie i poszukiwaniu nadziei” oraz książki „Rozpoznani” o rozpoznanych na kadrach powstańczej kroniki filmowej uczestnikach powstania warszawskiego. Współautorka biografii Violetty Villas, „Villas. Nic przecież nie mam do ukrycia”.

Ktokolwiek, kto posiada informacje związane z jakąś niewykrytą dotychczas sprawą, lub z którąś z opisanych, może skontaktować się z autorką przez profil na Facebooku: Iza Michalewicz Archiwum X, lub na www.izamichalewicz.pl

Michał Gostkiewicz. Dziennikarz i redaktor magazynu Weekend.Gazeta.pl. Wcześniej dziennikarz Gazeta.pl, „Dziennika” i „Newsweeka”. Stypendysta Murrow Program for Journalists (IVLP) Departamentu Stanu USA. Absolwent Polskiej Szkoły Reportażu.
Więcej: http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,23042255,tak-pracuja-najlepsi-polscy-policjanci-tajemnice-archiwum-x.html