Co powiedział o nas Krzysztof Warlikowski w Parlamencie Europejskim, które powinniśmy przeczytać?

Z okazji wręczenia nagrody Prix du Livre Europeen polski reżyser teatralny Krzysztof Warlikowski wygłosił przemówienie na forum Parlamentu Europejskiego. Już dawno nikt tak dobitnie i trafnie nie podsumował kondycji kulturowej, intelektualnej i mentalnej współczesnych Polaków i (po części) Europejczyków. Mówił o tym, że blisko 40 proc. Polaków nie rozumie tego, co czyta, a kolejne 30 proc. rozumie w niewielkim stopniu. Tłumaczył też jakie konsekwencje ma to dla naszego życia społecznego i politycznego. .

Przemówienie wygłoszone przez Krzysztofa Warlikowskiego, dyrektora Nowego Teatru w Warszawie, 5 grudnia w Parlamencie Europejskim. Po prostu, należy to przeczytać.

Szanowny Panie Przewodniczący Parlamentu Europejskiego,
Szanowne Panie Posłanki i Panowie Posłowie,
Szanowny Panie Pascalu Lamy,
Panie i Panowie,

Tym z was, którzy znają południowo-afrykańskiego pisarza Johna Maxwella Coetzeego, muszę wyznać, że stojąc tu dziś przed wami czuję się jak jedna z jego postaci – Elisabeth Costello i zaraz zrozumiecie, dlaczego tak jest.

Czasami najprostsze pytania prowokują nieoczekiwane odpowiedzi. Jeśli zapytam, co łączy mnie – artystę, reżysera teatralnego – z wami, parlamentarzystami decydującymi o sprawach Europy, odpowiedź nie wydaje się być oczywista. A przecież jest coś, co czyni nasze zajęcia podobnymi, chociaż wy poruszacie się w sferze twardych danych i politycznych zdarzeń, a ja w domenie wyobrażeń i fantazji. Tym czymś jest odpowiedzialność: moja za widzów i wasza za wyborców, nasza wspólna – za dbałość o zachowanie wolności słowa i krytycznego myślenia w społeczeństwach Europy.

Czym jest odpowiedzialność artysty? Do czego artysta powinien widzów skłaniać czy namawiać? Najkrócej – do krytycznego myślenia.

Pochodzę z Polski, z kraju, który po transformacji ustrojowej utracił grupę społeczną nazywaną inteligencją i żmudnie zaczął budować nowe autorytety, także w dziedzinie kultury. Jednocześnie kultura, podobnie jak inne sfery życia, stała się strefą działania wolnego rynku, który zaczął wywracać kryteria i wartości. Telewizja, prasa, media nieuchronnie stały się maszyną do produkowania powierzchni reklamowych. Bezinteresowność, tak ważna dla sztuki, straciła na znaczeniu. Wszyscy zaczęli schlebiać przeciętnym gustom i niskim potrzebom. Kicz i głupota były tłoczone do oczu i głów odbiorców. Mieli konsumować, kupować podejrzane produkty sztukopodobne. To proces chyba bardziej rujnujący dla kultury społeczeństwa niż handel podróbkami znanych marek dla ekonomii przedsiębiorstw. Proces ten obserwujemy w wielu niestety krajach. Ameryka wciąż daje „dobry” przykład. Ale Polska i kraje Europy wschodniej były wyjątkowo podatne na to ogłupianie. Konsumpcja była czymś nowym i upragnionym, a więc zdawała się być dobrem. Niepostrzeżenie zaczęto podmieniać kulturę na popkulturę i rozrywkę. Obrócono znaki. Powolne procesy kulturotwórcze błyskawicznie straciły sens i znaczenie. Zamiast krytyki i opinii pojawiły się rankingi. Systemy ocen, gwiazdek, like’ów. Twórcy, bo trudno nazwać ich artystami, okazali się nieodporni na korupcję wolnego rynku. Tylko nieliczni zachowali odpowiedzialność za swoich widzów i nie chcieli dawać im papki, na którą tamci czekali lub wmawiano im, że czekają. Myślę, że wytworzyliśmy osobliwy przemysł pogardy, w którym twórcy zamiast brać odpowiedzialność za widzów, zaspokajali ich najgłupsze pragnienia. Zepsucia nie było widać natychmiast, ale powoli pejzaż po przegranej bitwie zaczął się wyłaniać.

Pamiętam, jak za czasów komunizmu w Polsce książki były dobrem najwyższym. Stało się po nie w wielkich kolejkach, zdobywało. Nakłady ówczesne w porównaniu z dzisiejszymi były wręcz niewyobrażalne, a jednak książek brakowało. Polowało się na klasykę i nową literaturę, sterczało się w kolejkach na przykład po pierwsze wydanie dramatów Becketta. Wierzyło się, że pewna baza książek daje nam dostęp do europejskich kodów kultury, utrzymuje nas w Europie. Minęło niewiele czasu i książki straciły swoją rangę i znaczenie. Czytelnictwo zaczęło gwałtownie maleć, a książki zamieniać się w produkty. Poradniki wypełniły półki sieciowych księgarń, a prawdziwe księgarnie zaczęły znikać. I tak, nieodpowiedzialnie acz interesownie, doszliśmy do dna.

Dzisiaj blisko 40% Polaków nie rozumie tego, co czyta, a kolejne 30% rozumie w niewielkim stopniu. Co dziesiąty absolwent szkoły podstawowej nie potrafi czytać. Aż 10 milionów Polaków (ok. 25%) nie ma w domu ani jednej książki. Analfabetą funkcjonalnym jest co 6 magister w Polsce. 6,2 miliona Polaków znajduje się poza kulturą pisma, czyli nie przeczytało NIC, nawet artykułu w brukowcu. 40% Polaków ma problemy z czytaniem rozkładów jazdy czy map pogodowych. To są dane tak niewiarygodne, że aż zabawne. A jednak napawają grozą.

Obserwując różne statystyki widzimy, że czytelnictwo spada w niemal wszystkich krajach europejskich. Są nieliczne zielone wyspy, gdzie rośnie, ale niestety, ogólnie sytuacja jest zła. Czyta Skandynawia i Holandia. W krajach Europy środkowej i południowej spadek czytelnictwa jest drastyczny, należą do nich przede wszystkim: Grecja, Węgry, Włochy. Czy to przypadek, że w tych krajach ruchy skrajnie nacjonalistyczne rosną w siłę odwrotnie proporcjonalnie do spadku czytelnictwa?!

Cóż to bowiem oznacza? Do kogo ja mówię? Gdzie są moi widzowie? Uprawiam skomplikowaną sztukę, która może być odczytana przez jakiś zaledwie promil społeczeństwa? I jak to się ma do mojej odpowiedzialności? Co zostało zaniedbane? Na te pytania nie uzyskam nigdy precyzyjnej odpowiedzi, lepiej więc przyjąć na siebie część winy i zastanowić się, co można zrobić teraz, by tę sytuacje naprawić. Bo ona zagraża Europie i zagraża demokracji.

Z tej perspektywy interpretuję odwrót Polski z drogi wolności i demokracji na rzecz autorytarnego systemu i państwa narzucającego obywatelom zasady życia dyktowane przez Kościół. Tak rozumiem wybór ekstremalnej prawicy przy niskim zainteresowaniu wyborami. To są właśnie skutki zaniechań i wieloletniego ogłupiania społeczeństwa. Analfabetyzm polityczny, na którym chętnie i bezpardonowo żerują populizmy. Polska jest tu przykładem jaskrawym, ale nie jedynym.

Wierzę, że kultura może być potężną bronią przeciwko głupocie i ogłupianiu, które stają się idealnym podłożem do manipulacji. Wierzę w teatr, którego zasadą jest konflikt, ale przepracowywany przez dialog, który prowadzi do pojednania, koncyliacji, wspólnoty widzów tu i teraz. Na chwilę, ale też i na dłużej, kto wie na jak długo. Świat można czynić lepszym tylko zmieniając ludzi. Doświadczenie, jakie może dać teatr, pokazując siłę wspólnoty, jest nie do zastąpienia przez żadne inne.

Wierzę w książki. Można powiedzieć, że kilka książek nie zmieni świata. Ale nasza odpowiedzialność zasadza się na tym, że wierzymy w skuteczność działania sztuki i myśli. Inaczej nic tu po nas. Inaczej oddamy pole konsumpcji, a to jest kraina zerojedynkowa, w której wszyscy prędzej czy później stają się nieszczęśliwi, bez względu na stan posiadania, zaczynają być sfrustrowani i w efekcie nienawidzą demokracji, która kiedyś dała im wybór, ale potem zaniedbała.

Nadszedł moment przedstawienia państwu dwóch, a właściwie trzech książek, które zdobyły w tym roku wyróżnienie w konkursie Prix du livre européen, trzecia to nagroda honorowa. Ta edycja pokazuje dobitnie zatarcie granic między powieścią a esejem i ucieczkę od powieści, rozumianej jako fikcji. Książki, które nas dziś interesują, to autobiograficzne świadectwa, śledzące na przestrzeni dziesiątków lat zawiłości dziejów własnych rodzin, które uczestniczyły w szczególnie tragicznej historii XX wieku. Są to nowe świadectwa pokolenia urodzonego po wojnie. Zwłaszcza ciekawe są te pisane przez osoby pochodzące z rodzin mieszanych francusko-niemieckich albo polsko-francuskich i brytyjskich, a więc wielojęzycznych i edukowanych w wielu krajach. To świadectwa pokolenia szukającego prawdy wśród sprzecznych wersji historii XX wieku, widzianej wciąż i prawdopodobnie już na zawsze inaczej przez Francuzów, Niemców, Polaków, Węgrów

Nagrodzeni autorzy konfrontują nas z historią Europy i jej wieloma wariantami. Książki Geraldine Schwarz i Philippe’a Sandsa pozwalają nam zrozumieć, że nie istnieje jedno odczytanie historii, a każdy fakt historyczny warunkowany jest przez różnorodne korzenie, kultury, języki. Ta różnorodność i wielokulturowość powinny stać się zbawienne. Z kolei Paul Lendvaia, korzystając ze swojego statusu emigranta, kreśli bezlitosny portret węgierskiego prezydenta. Te trzy ksiązki przepełnione głęboko europejskim przesłaniem w pełni zasłużyły na nagrodę.

W kategorii powieść nagrodziliśmy „Les Amnesiques” Geraldine Schwarz. W kategorii esej nagrodziliśmy „Orban, Europe’s New Strongman” Paula Lendvaia. Nagrodę honorową otrzymał Philippe Sands za „Powrót do Lwowa. O genezie ludobójstwa i zbrodni przeciwko ludzkości”. Wszystkim laureatom serdecznie gratuluję.



Europejska Nagroda Książkowa (ang. European Book Prize, fr. Le Prix du Livre Européen) – nagroda literacka Parlamentu Europejskiego. Celem nagrody jest promowanie europejskich wartości oraz lepszego zrozumienia wśród obywateli Europy, że Unia Europejska jest podmiotem kulturowym. Europejska Nagroda Książkowa ma być nagrodą dla dzieła, które w najlepszy sposób przekazuje wizję Europy jutra.