Dorota Sumińska
pies

Czy psy pójdą do nieba

10 MINUT CZYTANIA

Rozmowa z Dorotą Sumińską, lekarzem weterynarii, publicystką, o okrutnym traktowaniu zwierząt przez Kościół.

GNIESZKA SOWA: – Miłosierdzie jest bardzo ważnym motywem w religii katolickiej. Nie dotyczy jednak zwierząt. Kościół przyzwala wobec nich na okrucieństwo. Dlaczego tak się dzieje?
DOROTA SUMIŃSKA: – To mnie właśnie bardzo boli. Pochodzę z rodziny katolickiej, głęboko wierzącej, a tymczasem nabieram coraz większej niechęci, nie do chrześcijaństwa, ale do katolicyzmu właśnie. Dogmat naszej wiary, Pismo Święte, absolutnie nie upoważnia żadnego człowieka do takiego traktowania innych gatunków, jakie naszej cywilizacji zostało przypisane w dużej mierze właśnie przez Kościół katolicki, który wręcz zachęca wiernych do przedmiotowego traktowania zwierząt, w wielu dziedzinach, głównie konsumpcyjnych. Chociażby na Wielkanoc, kiedy święci się kiełbasę, a więc ciała zwierząt, które przecież są dziećmi bożymi. Kościół katolicki odmawia uczestnictwa czy choćby biernego poparcia dla działań mających na celu obronę praw zwierząt i kształtowanie innego stosunku do zwierząt. Zwierzęta są w założeniu Kościoła owocem działań boskich. Mimo to skutecznie eliminuje je z grona istot objętych łaską boską. Tu jest dla mnie ogromny dysonans między dogmatem i jego interpretacją przez Kościół katolicki.

Co myśliwi zrozumieli z historii św. Huberta

Ortodoksyjni katolicy i prawicowi politycy, jak minister Szyszko, który wycinał Puszczę Białowieską,
i jego następca minister Kowalczyk, który chciał wybić wszystkie dziki, powołują się na cytat z Pisma Świętego: „i czyńcie sobie ziemię poddaną”.
To zdanie nie upoważnia do okrucieństwa, zabijania i zjadania naszych braci mniejszych. Ani do bezrozumnej, niszczycielskiej eksploatacji bez żadnego umiaru. A jest wiele innych ewangelii, które mówią o tym, że zwierzęta i ludzie mają taką samą duszę. Tomasz Jaeschke, nieakceptowany przez Kościół ksiądz, który na takie traktowanie zwierząt się nie zgadza, jedyny animalpastor w Europie, przywołuje w naszej książce „Nieboskie stworzenia” cytat z Koheleta: „Los bowiem synów ludzkich jest ten sam co i los zwierząt; los ich jest jeden: jaka śmierć jednego taka śmierć drugiego, i oddech życia ten sam. W niczym więc człowiek nie przewyższa zwierząt, bo wszystko jest marnością”. Kościół nie usunął tych słów z kanonu Pisma Świętego, ale pomija je zupełnie, nie widzi ich, podobnie zresztą jak innych słów, które w oczywisty sposób przeczą doktrynie oficjalnie prezentowanej przez Kościół katolicki, że tylko człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga, a zwierzęta nie mają duszy, więc można je bezkarnie zabijać. Ale to nie jest dogmat, tylko jego interpretacja. Moim zdaniem całkowicie mylna.

Jak przekłamanie historii św. Huberta, z którego zrobiono patrona myśliwych?
Przecież jego żywot to historia człowieka, który namiętnie polował, dla przyjemności, nawet w Wielki Piątek. I to właśnie tego dnia gonił wielkiego jelenia. Nagle zwierzę zatrzymało się, obróciło do myśliwego, między porożem zapłonął ognisty znak krzyża, a jeleń ludzkim głosem napomniał Huberta, by zawrócił z drogi występku. Hubert już nigdy więcej nie wziął broni do ręki. Przestał polować i oddał się życiu duchowemu w klasztorze. Ale myśliwi, nie bacząc na nic, zrobili z niego swojego patrona i na jego cześć organizują krwawe polowania.

Obrońcy praw zwierząt liczyli, że papież Franciszek zmieni to podejście Kościoła?
Ja też miałam taką nadzieję, dlatego chociażby, że przyjął imię św. Franciszka z Asyżu. Ale jego wypowiedzi są bardzo ogólne, dotyczą szacunku dla środowiska raczej w kontekście katastrofy klimatycznej. Papież nie podaje dokładnych standardów ludzkiego zachowania w stosunku do zwierząt. Nie wspomina o zwierzętach rzeźnych, doświadczalnych, hodowanych na futra.

Miał podobno powiedzieć, że zwierzęta idą do nieba. Wszystkie, nie tylko nasze ukochane domowe psy i koty, także krowy i cielęta, które ludzie zjadają, szczury zamęczone w laboratoriach, lisy obdarte ze skóry…
To było już pięć lat temu. To jedno zdanie, rzekomo wypowiedziane przez Franciszka podczas listopadowej audiencji generalnej, znalazło się na czołówkach wszystkich serwisów i gazet na całym świecie. Wybuchła straszliwa awantura. Inni hierarchowie mieli pretensje, rzecznik Watykanu natychmiast zdementował: papież nie powiedział tego, co cytują dziennikarze. Tak naprawdę do dziś nie wiemy, czy powiedział zdaniem hierarchów jedno zdanie za dużo i potem Watykan się z tego rakiem wycofał, czy rzeczywiście to był fake news. Ale nawet jeżeli Franciszek powiedział, że zwierzęta idą do nieba, to niewiele przecież z tego wynika dla nich tu, na ziemi.

Niektórzy komentowali, że to przełom. Poprzednio Jan Paweł II jako pierwszy hierarcha katolicki powiedział, że zwierzęta mają dusze, ale już jego następca Benedykt się z tego wycofał.
W Kościele dalej dominuje scholastyka oparta na wizji świata sprzed 2,5 tys. lat. Doktryna jest głucha na badania naukowe, które otwierają nam oczy na inteligencję i uczucia zwierząt. Przełomem byłoby twarde, jednoznaczne postawienie sprawy. A tego zabrakło. Ale może niesłusznie mam pretensje do papieża Franciszka, skoro polski Kościół w tej kwestii jest betonowy. Rozmowy z duchownymi, prośby, żeby z ambony powiedzieli do wiernych kilka słów o tym, by zwierzęta pracujące dla nich zaczęli inaczej traktować, nigdy nie przyniosły skutku. Kościół chlubi się dniem św. Franciszka, kiedy duchowni z ambony błogosławią zwierzęta. To w żaden sposób nie zmienia ich losu.

Poroża na ołtarzach, ksiądz na polowaniu

Zwłaszcza w Polsce z tym kiepsko, pod rządami prawicy związanej z najbardziej zachowawczą częścią hierarchii kościelnej. Nie udało się uchwalić nowelizacji ustawy o ochronie praw zwierząt obejmującej m.in. zakaz hodowli na futra, mieliśmy za to rzeź dzików.
Wiele europejskich krajów poszło już znacznie dalej niż Polska, jeśli chodzi o ustawodawstwo dotyczące traktowania zwierząt. A Kościół jest u nas tak ogromną siłą, że gdyby tylko chciał, mógłby zmienić ten kraj tak, że bylibyśmy przykładem dla innych. Tymczasem trwamy przy tych anachronicznych metodach bezwzględnej eksploatacji nie tylko zwierząt, ale i całego środowiska. I słyszymy, że tradycją polską jest trzymanie psa na łańcuchu, palenie węglem w piecach i polowania.

Kościół katolicki nie tylko nie potępia polowań, ale też wielu duchownych aktywnie w nich uczestniczy. Są zapalonymi myśliwymi, którzy swoje kościoły ustrajają porożami. Tak wyglądał ołtarz z procesji na Boże Ciało w tym roku w Baligrodzie.
Wielu wiernych jest zdania, że czynne polowanie kapłanowi nie przystoi. Wielu duchownych krytykuje też swoich kolegów myśliwych za to, że stosują przemoc i zabijają dla przyjemności. Uważają to za grzech przeciw trzeciemu przykazaniu, przeciw istocie Bożego projektu, jakim jest całe stworzenie, nie wyłączając z niego człowieka. Ale ich głos się nie przebija.

Dlaczego zwierząt nie ma w dekalogu?

Dlatego że przykazanie „nie zabijaj” według Kościoła katolickiego odnosi się wyłącznie do ludzi?
W oryginale, w języku hebrajskim, użyty czasownik miał węższe znaczenie niż słowo „zabijać”: oznaczał pozbawienie życia istoty ludzkiej. Zwierząt w 10 przykazaniach po prostu nie ma. Ale nie wiemy przecież na pewno, czy taki właśnie był pierwowzór. Może pierwotnie dotyczył wszystkich dzieci bożych i został zmieniony dla wygody człowieka?

Po to by mógł bezkarnie jeść mięso?
Sądzę, że w dużej mierze to właśnie jest powód przedmiotowego i okrutnego podejścia religii katolickiej do zwierząt. Spożywanie mięsa stało się wyznacznikiem wyższego statusu społecznego. Księża najczęściej pochodzą i pochodzili z biednych rodzin, w których jedzenie mięsa było oznaką dobrobytu. Aspirując do lepszego statusu, człowiek z roślinożercy stał się wszystkożercą. A pierwotne założenie naszego gatunku było takie, że jesteśmy roślinożercami. O tym świadczą wszystkie cechy charakterystyczne dla roślinożerców, które człowiek posiada.

Jakie to cechy?
Najbardziej charakterystyczna, o której często się zapomina, to fakt, że człowiek poci się na całym ciele. Tak pocą się wyłącznie roślinożercy. Wszystkożerna świnia, tak bardzo do człowieka podobna, jeśli chodzi o budowę organów wewnętrznych, poci się tylko niektórymi częściami ciała, dlatego tak łatwo u tego gatunku dochodzi do zatrucia solą kuchenną, podobnie zresztą jak u psa czy lwa. Całym ciałem pocą się wyłącznie roślinożercy i człowiek. Służy to przede wszystkim regulacji temperatury. Roślinożercy to głównie zwierzęta uciekające, co wiąże się z dużym wysiłkiem fizycznym, i szybka, efektywna regulacja ciepłoty ciała jest tym gatunkom konieczna.

Kolejna cecha – oczy wyposażone w receptory odróżniania barw. To drapieżcom nie jest potrzebne, a roślinożercom tak. A poza tym człowiek nie ma ani jednego zęba, którym mógłby zabić jakieś zwierzę, pazurów, żeby przytrzymać ofiarę, sprawności fizycznej i zwinności drapieżnika. No i ma cieniutką skórę, a przecież drapieżnik musi mieć grubą i wytrzymałą na rozdarcia.
Więc nie mamy nic, co by nas upoważniło do zabijania zwierząt i zjadania ich mięsa. A jak to robimy, to chorujemy na dnę moczanową i nowotwory jelita grubego.

Mimo to ludzie chcą jeść mięso, a rozmaite religie, nie tylko katolicyzm, utwierdzają ich w przekonaniu, że postępują właściwie.
Są religie, które zwierzęta traktują podmiotowo, np. hinduizm, gdzie wiele bóstw ma postaci zwierząt. Co nie zmienia faktu, że hindusi bywają bardzo okrutni w stosunku do zwierząt. Mamy też religie, np. judaizm czy islam, gdzie z okazji świąt składa się krwawe ofiary ze zwierząt. Moim zdaniem to wszystko wynika z tego, że człowiek jest ze swojej natury bestią. Uważam, że gatunek ludzki jest po prostu zły. Od początku ludzkości fascynuje nas przemoc i zło. Powinniśmy o tym pamiętać, inaczej wychowywać dzieci, zwracać na te złe skłonności szczególną uwagę, starać się, by te cechy nie doszły w nas do głosu. Tymczasem uczy się nas zupełnie czego innego, że człowiek jest z natury dobry, humanitarny, przepełniony miłosierdziem, że odróżnia go od zwierząt właśnie zdolność do uczuć wyższych. A to absolutna nieprawda.

 

Czego zwierzęta nie mają

Różni nas od zwierząt fascynacja przemocą?
Tego zwierzęta nie mają. Zabijają, by jeść, i czasem po to, by trenować i doskonalić łowieckie umiejętności. Dla przyjemności nigdy. Żadne zwierzę nie byłoby też w stanie wychować innego zwierzęcia, zaprzyjaźnić się z nim, dbać o nie, tak jak rolnik dba o prosiaka czy cielaczka, a potem zabić i zjeść.

„Nieboskie stworzenia”, które Kościół katolicki traktuje z pogardą i o których opowiadacie w waszej książce, to nie tylko zwierzęta.
Kościół wyklucza każdą inność, nie tylko gatunkową. Nie godzi się np. na homoseksualizm. Przecież prawie każdy wierzący homoseksualista spotkał się z odepchnięciem.

W pierwszym rozdziale waszej książki jest mowa o kobietach. Jednak Kościół musiał trochę zmienić nastawienie do kobiet. Może to się stanie także w stosunku do zwierząt.
Nie wierzę w to. A jeżeli chodzi o kobiety, też nie sądzę, że za mojego życia czy za życia mojej córki kobiety zostaną dopuszczone do kapłaństwa.

Rozmawiała AGNIESZKA SOWA – Dziennikarka działu społecznego w „Polityki”. Pisze m.in. o niepełnosprawności, służbie zdrowia, prawach zwierząt i prawach reprodukcyjnych. Nominowana do nagrody Grand Press 2017 w kategorii publicystyka za tekst „Życie poza życiem”.

Dorota Sumińska – lekarz weterynarii, autorka wielu książek. Ostatnia „Nieboskie stworzenia”, napisana z Tomaszem Jaeschke, byłym duchownym katolickim, i dziennikarką Ireną A. Stanisławską, opowiada o tym, jak Kościół wyklucza zwierzęta.

Polityka 41.2019 (3231) z dnia 08.10.2019; Społeczeństwo; s. 35