Histeria z powodu smogu. Kto ją wywołuje i dlaczego?

Tej zimy w Polsce mamy prawdziwą psychozę związaną ze smogiem, która podsycana jest przez niektóre media i organizacje pozarządowe, czerpiące z tego zyski i realizujące swe cele. Sieją panikę, z powodu której ludzie boją się wychodzić z domów. Kto za tym stoi?

Smog tej zimy urósł nieoczekiwanie do miana narodowej katastrofy. Wchodząc na niektóre portale, czytając gazety i oglądając telewizje jesteśmy dosłownie zalewani ostrzeżeniami przed skażeniem powietrza, które ponoć może się dla nas okazać zabójcze w skutkach.
Na sam widok czerwonych i czarnych słupków, wskazujących jakość powietrza, zaczynamy się dusić. Sieci społecznościowe pękają w szwach od fotek szarej mgły wiszącej nad poszczególnymi miejscowościami i kopcących kominów. Internauci prześcigają się w tym, u kogo przekroczenie dopuszczalnej normy pyłu zawieszonego jest większe.
Niektóre ogólnopolskie media sprytnie wykorzystują zasianą panikę i dodatkowo podgrzewają atmosferę dzień w dzień już z samego rana alarmując, jakie to zabójcze powietrze wdychamy. Co mniej zorientowani widzowie, zwłaszcza ci starsi, obawiają się wychodzić z domów, bo przecież bez maski gazowej ani rusz.
Tymczasem cała ta smogowa tragedia jest wyssana z palca. Jak to się stało, że tej zimy nagle pojawił się morderczy smog, a wcześniej go nie było? Otóż nic bardziej mylnego, bo smog był od zawsze, a wcześniej znacznie, ale to znacznie groźniejszy.

Zatrute powietrze w latach 70. i 80. ubiegłego wieku.

W Polsce najbardziej zatrute powietrze mieliśmy u schyłku PRL-u, w latach 70. i 80. ubiegłego wieku. Nikt wtedy nie mierzył zanieczyszczenia na taką skalę, jak obecnie. W dodatku wyniki pomiarów nigdy nie wydostawały się poza cztery ściany instytutów badawczych.
Wtedy smog widoczny był gołym okiem, bo powietrze można było dosłownie kroić nożem. Skażenie środowiska naturalnego było tak potworne, że nie dało się już tego utrzymywać w tajemnicy.
W jednym z wydań Teleexpressu z 1992 roku pojawił się materiał o smogu w Krakowie, który był tak gęsty, że nie było widać niczego dalej niż na kilkadziesiąt metrów. Tłumaczono się wtedy przestarzałymi autobusami komunikacji miejskiej, ale miało się wkrótce poprawić. Jednak prawda okazała się inna.
W latach PRL-u sytuacja była najgorszą z możliwych. W Sudetach kwaśne deszcze padały na położone pośród lasów uzdrowiska, gdzie wypoczywano w zupełnej nieświadomości wynikających z tego zagrożeń.
Jak możemy się dowiedzieć z poniższego materiału, wyemitowanego w „Dzienniku Telewizyjnym” w 1988 roku, zajmowaliśmy wtedy niechlubne drugie miejsce w Europie pod względem emisji dwutlenku siarki, a także drugie miejsce w stopniu zanieczyszczania Bałtyku.
W drugiej połowie ubiegłego wieku na skutek dynamicznego rozwoju, któremu towarzyszył brak ustalenia i przestrzegania jakichkolwiek norm emisji, do atmosfery ziemskiej wyemitowane zostały olbrzymie ilości aerozoli.
Promienie słoneczne odbijały się od nich, w znacznej mierze nie docierając przez to do powierzchni ziemi. Usłonecznienie systematycznie zmniejszało się. Zjawisko to, z największą intensywnością występujące nad Europą, otrzymało miano „globalnego zaciemnienia”.
W Polsce jego apogeum przypadło na 1987 rok, który uważany jest za najciemniejszy i zarazem najchłodniejszy na tle ostatnich 60 lat. W 1988 roku nastąpił rozpad ZSRR, a co za tym idzie, rozwój nowych technologii, które zaczęto stosować w przemyśle ciężkim w krajach byłego bloku wschodniego, w ten sposób powoli, ale jednak systematycznie poprawiając jakość powietrza.
Również w Polsce ilość aerozoli zaczęła się zmniejszać, a wraz z tym rosło usłonecznienie. Wkroczyliśmy w nowy okres „globalnego rozjaśnienia”. Dzisiaj po prawie 30 latach walki o świeże powietrze zanieczyszczenie jest wielokrotnie niższe, a usłonecznienie dzięki temu wzrosło średnio o 23 procent.
To jednak nie koniec, ponieważ zgodnie wraz z wypełnianiem dalszych zobowiązań wobec Unii Europejskiej, jakość powietrza nadal będzie musiała się polepszać, wciąż zwiększając usłonecznienie.
Nie ma już zagrożenie ze strony siarki, a więc i kwaśnych deszczy, ale pozostał problem tzw. pyłu zawieszonego, chociaż i jego stężenie z biegiem lat systematycznie spada.

Zachodnia Europa nie taka czysta

Całkowicie problemu się nie pozbędziemy, ponieważ tam, gdzie są ludzie, tam jest i zanieczyszczenie. Zachodnia Europa, która przez niektóre media jest wychwalana, jako wzór czystości, w rzeczywistości ze smogiem wcale sobie nie poradziła. Po wymianie pieców zimowy smog nie jest już groźny, ale za to w ciepłe, słoneczne i mało wietrzne dni poważne zagrożenie stwarza produkowany przez samochody tzw. ozon przygruntowy.
Stąd też ogłaszane co jakiś czas akcje „dzień ze samochodu” w największych miastach Włoch czy Francji. W Londynie już na początku stycznia normy jakości powietrza zostały przekroczone od razu za cały 2017 rok. Problem zwiększającego się ruchu samochodowego będzie w coraz poważniejszym stopniu dotyczyć także polskich miast.
Fałszywe są więc nagłaśniane przez niektóre media informacje, że takiego smogu jeszcze w Polsce nie było. Był i to znacznie gorszy, choć całymi latami wdychaliśmy go zupełnie nieświadomi zagrożenia. Nikt wtedy nie przejmował się tym, że dzieci bawią się na dworze całymi godzinami, nikt nie ostrzegał sportowców przed oddychaniem pełną piersią, nikt nie nasyłał na sąsiadów milicji, gdy zobaczył czarny dym unoszący się z jego komina.

Walka z polskim węglem

Zbiorowa histeria nie wzięła się znikąd. Została opracowana przez niektóre organizacje pozarządowe, a następnie rozsiewana przez sprzyjające im media. Wcale nie chodzi o ochronę naszego zdrowia i życia, lecz o zyski. Sprzedaż ekologicznych pieców to gigantyczny zarobek, a przecież trzeba ich wymienić całe tysiące i to jak najszybciej.
Ekologiczne lobby robi co może, aby zmusić ludzi, często ubogich, do wymiany pieców. Wywierana jest presja na zmianę prawa. Tymczasem uderza ono w najbiedniejszych Polaków, którzy bez pomocy władz nie poradzą sobie z tym problemem, ani teraz, ani też później. Ale przecież kto by się nimi przejmował, gdy chodzi o wielkie pieniądze.
Ekolodzy alarmując o smogu wzięli sobie za cel węgiel, jako największe zło. Wiedzą dobrze o tym, że Polska jest największym w Unii Europejskiej producentem tego surowca, co więcej, stawia na niego i zamierza opierać na nim w przyszłości gospodarkę, niewykluczone, że kosztem budowy elektrowni jądrowej.
Dla wielu krajów zachodniej Europy polski węgiel jest sporym zagrożeniem, nie tylko krzyżującym plany ograniczenia emisji dwutlenku węgla pod płaszczykiem walki z globalnym ociepleniem, ale również pod względem gospodarczym. Bowiem kto węglem stoi, ten może się stać potęgą gospodarczą, gdy ekologiczne rozwiązania okażą się niewystarczające.

Energia odnawialna wciąż kuleje

Dalekosiężne plany całkowitego przejścia na energię odnawialną okazują się grubo przesadzone. Boleśnie przekonują się o tym Niemcy, którzy w przyszłym roku zamkną ostatnią kopalnię węgla kamiennego, zaś w 2022 roku ostatnią swoją wysłużoną elektrownię jądrową.
Tymczasem z energii odnawialnej uzyskuje się obecnie tylko 31 procent prądu elektrycznego, a to stanowczo zbyt mało. Dlatego też nasz zachodni sąsiad ani myśli o końcu ery węglowej. Czarne złoto jeszcze bardzo długo będzie niezbędne w energetyce i hutnictwie.
Organizacje ekologiczne jednak nie poprzestają walki z polskim węglem na alarmujących liczbach i słupkach serwowanych nam w mediach. Sięgają znacznie dalej aż do Komisji Europejskiej, gdzie złożą niebawem pozew przeciwko Polsce za zanieczyszczanie powietrza rakotwórczym benzo[a]pirenem.
Jeśli pozew zostanie uznany, to grożą nam wielomilionowe kary. Tymczasem pieniądze te mogłoby zostać wydane na poprawę jakości powietrza, dopłaty dla najuboższych na wymianę pieców. Donos w żadnym razie szybko sytuacji nie poprawi. Co więcej, dlaczego pozew składany jest dopiero teraz? Przecież smog nie pojawił się nagle?

Smogu nie trzeba się obawiać

Nie popadajmy więc w panikę, a aktualną jakość powietrza sprawdzajmy jedynie na stronach Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska (GIOŚ), gdzie znajdziemy szczegółową mapkę i wykresy dotyczące danych stacji pomiarowych. Jest ich od jednej do kilku na miejscowość. Pomiaru z jednej stacji nie można stosować dla całego miasta.
Każda ze stacji reprezentuje dane tło. Jedne wskazują na jakość powietrza na osiedlach domków jednorodzinnych, inne ulokowane są w pobliżu zakładów przemysłowych, a jeszcze inne przy głównych arteriach komunikacyjnych. Jeśli na jednej ulicy pomiary wskazują na duże skażenie powietrza, wcale nie oznacza to, że w Twojej okolicy jest równie niebezpiecznie.
Sieć stacji pomiarowych jest dziurawa jak ser szwajcarski, a przecież wiemy, że temperatura może się różnić w poszczególnych miejscach nawet o kilka stopni, podobnie jest też ze smogiem. Najwięcej jest go w pobliżu kopcących kominów, a najmniej na obszarach zielonych, nad rzekami, jeziorami, w parkach czy lasach. Nawet w najbardziej smogowy dzień spacer po parku, z dala od zabudowań, nie stanowi dla naszego zdrowia większego zagrożenia.
Po prostu unikajmy miejsc zanieczyszczonych, przebywajmy w nich w miarę krótko i rzadko. Naszym podstawowym urządzeniem pomiarowym powinien być nos. Im bardziej nieprzyjemny zapach efektów spalania węgla wyczujemy, tym powinniśmy się trzymać z dala od tego miejsca.
Pozostawanie w domu całymi dniami, z powodu smogu, mija się z celem, ponieważ nasze domy wcale nie są szczelne, inaczej byśmy się udusili. Powietrze na zewnątrz i wewnątrz stale się wymienia, nawet gdy nie wietrzymy. Wewnątrz mieszkania z czasem smogu jest równie dużo, co na zewnątrz.
Przed smogiem nie uciekniemy, po prostu musimy się z nim obchodzić z głową. Bez paniki. O wiele poważniejsze dla naszego zdrowia jest palenie papierosów oraz przebywania w pobliżu osób wydychających w naszym kierunku dymek. Pomyślmy o tym następnym razem, gdy w mediach znów będą nas straszyć smogiem.

Źródło: TwojaPogoda.pl