Najsłynniejsi piosenkarze XX wieku

Czym jest sława dla muzyka i jak ją obliczyć? To sprzedane w milionach płyty? Wykupione do ostatniego miejsca koncerty? Czy też niepoliczalna ilość zdobytych serc i odtworzeń ukochanych utworów w domowym zaciszu?

Trudno powiedzieć co sprawia, że ktoś staje się sławny. To może być reputacja, wygląd albo charyzma sceniczna. Jednak na koniec, kiedy usunie się wszystkie zbędne elementy, z muzyka pozostaje tylko głos i to właśnie on może mu zapewnić nieśmiertelność. Ludzie śpiewali od zawsze, z radości i ze smutku, by komunikować się z bogami, wyrażać emocje lub zagłuszyć ciszę. Kto zagłuszył ją na tyle skutecznie, że zapisał się nie tylko w pamięci sobie współczesnych, ale i na kartach historii na całe wieki? Oto kilku najsłynniejszych piosenkarzy XX wieku.

1. Farrokh Bulsara/Freddie Mercury

Znany pod imieniem Freddiego Mercury’ego brytyjski artysta stał się prawdziwą ikoną muzyki. I to do tego stopnia, że utwór „God Save The Queen” kojarzy się dziś równie często z monarchią brytyjską, jak z zespołem Queen, którego Mercury był wokalistą. Wielokrotnie tytułowany jednym z najlepszych wokalistów w historii muzyki, zawdzięcza sławę m.in. trzyoktawowemu głosowi i niesamowitej charyzmie scenicznej. O jego utworach: „Bohemian Rhapsody” i „We Are The Champions” słyszeli nawet ci, którzy muzyką rockową raczej się nie interesują. Jednak najlepszym dowodem na zdobycie przez Mercury’ego nieśmiertelności jest fakt, że Queen nagrywało w latach 70-tych, Freddie zmarł na początku lat 90-tych, a jego utwory po dzień dzisiejszy znajdują się na listach przebojów na całym świecie. Z odkrytym we wrześniu tego roku zaginionym utworem „There Must Be More In Life Than This”, w duecie z królem popu, Michaelem Jacksonem, na czele.

2. Elvis Presley

„Król Rock and Rolla”, lub też po prostu „Król” świetnie pasuje do wspomnianej wyżej „Królowej”. Elvis już za życia uważany był za zjawisko, jako aktor i muzyk. Wielbili go wszyscy mieszkańcy Ameryki: biali za stworzenie ikony współczesnego mieszkańca Stanów, Afroamerykanie za otworzenie drzwi do muzycznego świata „czarnej muzyce”. Ponad miliard sprzedanych płyt na świecie to jeden z najlepszych wyników w historii, a piosenki „Love Me Tender” czy „Always On My Mind” również dzisiaj zmiękczają kobiece serca. Po śmierci Presleya, w 1977 roku, jego posiadłość w Graceland stała się równie słynnym miejscem zwiedzania jak prezydencki Biały Dom, a wielu fanów nadal utrzymuje, że Elvis nie umarł, tylko zmienił nazwisko i się ukrywa, niosąc ducha rock and rolla po wieczne czasy.

https://www.youtube.com/watch?v=bE4P6TKgQD0


3. John Lennon

O ile Elvis zajmuje chlubne drugie miejsce na liście najlepiej sprzedających się artystów wszechczasów, to zasłużone pierwsze miejsce zajęła czwórka nieśmiałych chłopaków z angielskiego miasta Liverpool. Grupa The Beatles i jej nieodżałowany lider John Lennon, musiała znaleźć się na naszej liście. Ogólnoświatowa histeria, która opanowała cały świat i setki mdlejących fanek to tylko wierzchołek góry stworzonej przez zespół, znany z fantastycznych melodii i tekstów, które coś przekazują. Lennon, najpierw członek Beatlesów, a potem solowy artysta zapisał się w historii nie tylko jako wielki muzyk i tekściarz, ale też zagorzały pacyfista. Jego utwór „Give Peace a Chance” stał się jednym z najczęściej śpiewanych utworów podczas demonstracji antywojennych. Dziś imieniem Lennona nazywane są charakterystyczne okrągłe okulary, znalazł się w pierwszej dziesiątce najważniejszych Brytyjczyków wszechczasów, a w Liverpoolu ląduje się na lotnisku imienia Lennona.

4. Louis Armstrong

Jeśli w towarzystwie padnie pytanie o muzyczne „evergreeny”, piosenki, które z hukiem wdarły się na listy przebojów i zdobyły serca słuchaczy nie na tygodnie, ale na całe dziesięciolecia, jednym z utworów będzie „What A Wonderful World” Louisa Armstronga. Pochodzący z Nowego Orleanu Armstrong nie miał w życiu łatwo, pochodził z biednej rodziny, trafił do poprawczaka, w końcu zaczął się uczyć gry na kornecie. A jednak musiał być dzieckiem szczęścia, gdyż w historii muzyki zapisał się jako żywy kamień milowy jazzu. Stworzył jazz solowy, z zapadającą w pamięć trąbką i zachrypniętym wokalem tam, gdzie do tej pory istniały tylko grupowe, instrumentalne improwizacje. To również on otworzył amerykańskie salony i świat wyższych klas dla „czarnego” jazzu, wielokrotnie występując z Ellą Fitzgerald i pokazując, że tak naprawdę nie liczy się kolor tylko muzyka. Gdy zmarł, w ostatniej drodze towarzyszyli mu m.in. Bing Crosby, Ella Fitzgerald, Frank Sinatra, Harry James, Ed Sullivan, Earl Wilson, Alan King, Johnny Carson i David Frost.

5. Robert Allen Zimmerman/Bob Dylan

Dobra melodia to połowa sukcesu przy tworzeniu piosenki. Drugim elementem jest tekst. Bardem wszechczasów, poetą pokoleń i legendarnym tekściarzem dla milionów ludzi na świecie był, jest i zawsze będzie skromnie wyglądający grajek, Robert Allen Zimmerman, znany światu jako Bob Dylan. Czerpiąc z folku, country, bluesa, gospel, rock and rolla, jazzu i swingu Dylan stworzył własny, rozpoznawalny gatunek muzyczny, nieodłącznie związany z gitarą, keyboardem i harmonijką ustną. Jednak to nie muzyka, a głębokie, metaforyczne i niezapomniane teksty sprawiają, że Dylan stał się „ojcem” wielu pokoleń artystów, którzy śpiewają jego piosenki w przeróżnych aranżacjach, niosąc imię Dylana wciąż dalej i dalej. Niezliczone utwory tego artysty uznawane są za hymny, warto wspomnieć chociażby o „Blowin’ in the Wind”, „Like A Rolling Stone” czy „Times They Are a-Changin’ ”. Polska wśród najlepszych tekściarzy z pewnością miała choćby Młynarskiego, Przyborę i Osiecką. Świat dostał Boba Dylana.

6. Robert Nesta Marley/Bob Marley

Człowiek jest tak silny jak idea, którą przekazuje. Dlatego w naszej siódemce nie mogło zabraknąć Boba Marleya, twarzy całego ruchu Rastafari oraz idei panafrykanizmu. Ten jamajski wokalista i gitarzysta stał się popularyzatorem muzyki reggae na świecie, a jego płyty nadal są najlepiej sprzedającymi się nagraniami z tego gatunku muzycznego. Trudno też znaleźć kogoś, kto nigdy nie słyszał piosenek „No woman, no cry”, „Buffalo Soldier” czy „I Shot The Sheriff”. Można nie lubić reggae i nie kojarzyć żadnych utworów z tego gatunku, ale nie można zapomnieć, że Marley stał się prawdziwą ikoną popkultury. Jego wizerunek, chyba na równi z Che Guevarą, znajduje się na niezliczonych przedmiotach na całym świecie: podkoszulkach, zeszytach, papierośnicach… a słysząc słowo „Jamajka”, większości z nas przyjdą do głowy trzy rzeczy: rum, trzykolorowa flaga i właśnie Bob Marley.

7. Luciano Pavarotti

Niektórzy mogliby protestować na nazwanie Luciano Pavarottiego „piosenkarzem”. To w końcu światowej sławy tenor operowy, uznawany za jednego z najwybitniejszych śpiewaków XX wieku. Jest jednak konkretny powód, dla którego Pavarotti, a nie nikt inny zamyka naszą listę. To właśnie on wyprowadził operę ze złoconych sal z purpurowymi kotarami i pokazał, że opera i muzyka klasyczna ani nie jest trudna, ani zamknięta dla wąskiej grupy słuchaczy. Wraz z Plácido Domingo i José Carrerasem zapoczątkował występy „Trzech Tenorów” na otwartej przestrzeni: w parkach i stadionach, zyskując sobie popularność i uznanie tysięcy ludzi. Sam również nie zamknął się w jednym gatunku, często występując z gwiazdami muzyki rozrywkowej, muzykami popowymi czy rockmanami. Warto tu wymienić choćby – często charytatywne – koncerty z Bryanem Adamsem, Bono, Tracy Chapman, Jonem Bon Jovi, Erickiem Claptonem, Celine Dion, Enrique Iglesiasem, Eltonem Johnem, Stingiem, Annie Lennox czy Zucchero. To właśnie z nimi stworzył wiele niezapomnianych duetów, łącząc wyszkolony tenor z energią muzyki popularnej.

Wymienionych tu ludzi dzieli wiele: pochodzenie, status majątkowy, kolor skóry, język i gatunek muzyczny, w którym się specjalizują. Jednak z pewnością łączy ich jedno: ogromna miłość do muzyki, którą potrafili przekazać w swojej twórczości i podzielić się nią z innymi.

Tekst Anna Szumacher- C@feSenior
Dziennikarka i autorka opowiadań fantastycznych. Gdy nie pisze, zwykle podróżuje i rozwija swoje pasje jako archeolog. Babcia, fanka telefonów komórkowych, komputerów i stała użytkowniczka programu Skype sprawia, że musi trzymać rękę na pulsie, żeby dotrzymać jej kroku.