To książka o niesłabnącej sile stereotypów na temat kobiet i o mizoginii w szeregach (pardon) elit narodu. Książka o tym, co kiedyś, a także o tym, co dziś.
Nazywają je posełkami, posełkiniami albo posłami kobiecymi, czasem poślicami. Nie tak łatwo nazwać kogoś, kto jeszcze przed chwilą nie istniał” – pisze Olga Wiechnik we wstępie.
Lubię, kiedy rzeczywistość wywołuje do odpowiedzi książki i w pewien sposób komentuje ich treść, tworząc nowe klucze do ich czytania. Tak było w przypadku „Żeby nie było śladów” Łazarewicza. Tak jest też z „Posełkami” Olgi Wiechnik.
(…) Jakże inaczej czyta się książkę Olgi Wiechnik, kiedy ma się świadomość, a przede wszystkim konkretny dowód, że posłanki w 2019 roku, zderzają się z tymi samymi stereotypami, co „posełki” w roku 1919!
Książka Olgi Wiechnik jest więc nie tylko bardzo dobrze napisanym reportażem historycznym, w którym poznajemy życie ośmiu pierwszych posłanek zasiadających w składzie Sejmu Ustawodawczego, to także, a może przede wszystkim, książka o niesłabnącej sile stereotypów na temat kobiet i o mizoginii w szeregach (pardon) elit narodu. Książka o tym, co kiedyś, a także o tym, co dziś.
To także reportaż, który uświadamia nam, jak łatwo zapominamy o zasłużonych kobietach („Nie mają swoich ulicy, nie mają pomników, nie uczy się o nich w szkołach” – czytam na tylnej okładce książki). Ten reportaż można ustawić obok takich książek jak „Pani Stefa” Magdaleny Kicińskiej, czy też „Przecież ich nie zostawię” – zbioru reportaży pod red. Moniki Sznajderman i Magdaleny Kicińskiej. Są to książki stworzone przeciwko niepamięci. „Posełki” też są taką książką. Książką, która wydobywa pierwsze posłanki z zapomnienia.
Olga Wiechnik prezentuje w swoim reportażu biografie każdej z kobiet. Opisuje ich kolektywną pracę i osiągnięcia, ale nie traktuje swoich bohaterek jako grupy. Przedstawia indywidualne losy każdej z nich (na tyle na ile to było możliwe, jedne biografie są bardziej szczegółowe inne mniej), podkreślając odrębność każdej z kobiet, ich wyjątkowość i odmienność losów. (…)
Ten reportaż to także ciekawy i różnorodny obraz terenów polskich u schyłku zaborów, a później także II RP. Oglądamy Polskę oczami ośmiu „posełek” i przez pryzmat ich życiowych doświadczeń. A że bohaterki Olgi Wiechnik pochodziły z różnych grup społecznych, dorastały i pracowały w różnych miejscach naszego kraju, to podążając za nimi, mamy okazję poznać spektrum problemów, jakimi żyli ówcześni obywatele naszego kraju, a także w pewnym stopniu odkryć stan świadomości pewnych opisywanych przez Wiechnik grup społeczności. Ponadto reporterka dosyć szczegółowo odmalowuje tło historii „posełek”. Nie rezygnuje z opisywania kontekstu społeczno-politycznego wsi, w której pracowała Jadwiga Dziubińska, nie wspominając już o ważnych wydarzeniach historycznych w kraju.
Ale co najważniejsze, Olga Wiechnik opisując świat, w którym dojrzewały przyszłe posłanki, pokazuje z jakimi stereotypami na temat kobiet przyszło się mierzyć nie tylko pierwszym parlamentarzystkom, ale wszystkim kobietom w Polsce i na świecie: „Dla Polek studia wyższe wciąż są niedostępne. Choć Maria Skłodowska-Curie – również absolwentka Uniwersytetu Latającego pierwszego Nobla dostanie już za kilka lat, w 1903 roku, naukowe autorytety wciąż powtarzają, że kobiece mózgi są zbyt małe, żeby mogły pojmować nauki ścisłe, a narządy rodne uniemożliwiają racjonalne myślenie. Niektórzy przestrzegają nawet, że od intensywnego wysiłku umysłowego wysychają piersi, a dzieci rodzą się wątłe i chorowite”. A ci, którzy próbowali przeciwstawić się takiemu myśleniu, byli nazywani „radykałami” szerzącymi „rewolucyjną, wywrotową, gorszącą wręcz ideę równości. Równości płci, równości klas, równości narodów”.
Tekst Rafał Hetman