„Ja to bym już chciała umrzeć”. Starość w Polsce to samotność

Staruszkowie miesiącami nie wychodzą z domów, wyglądają wizyty opiekuna społecznego jak dzieci Mikołaja. Wielka Brytania właśnie wprowadziła ministra do spraw samotności. W Polsce też by się taki przydał. Rozmowa z geriatrą prof. Tomaszem Kostką.

Prof. Tomasz Kostka – konsultant krajowy w dziedzinie geriatrii, również specjalista chorób wewnętrznych, rehabilitacji medycznej i medycyny sportowej, autor ponad stu prac naukowych, w tym publikowanych w kręgu anglo- i francuskojęzycznym

Agnieszka Urazińska: Mam w rodzinie mężczyznę po dziewięćdziesiątce, który żyje otoczony dziećmi, wnukami, prawnukami. Niedowidzi, ma kłopoty z pamięcią i zdecydowanie jest najważniejszy w rodzinie.
Prof. Tomasz Kostka: Pewnie mieszka na wsi.

Zgadza się.
– Kilka lat temu razem z moim zespołem robiliśmy badania porównawcze życia starszych osób na wsiach i w miastach. Wynika z nich jasno, że model opieki sprawowanej nad rodziną występuje głównie w środowisku wiejskim. Tam aż 90 proc. seniorów mówi, że ma na kim polegać, ma kogo poprosić o pomoc. W miastach co drugi senior przyznawał się, że nie ma na kogo liczyć.

Ten mężczyzna z pani rodziny to piękny przykład, ale coraz rzadszy. Jeśli taki człowiek jest jeden i na dodatek ma kochających bliskich, to można powiedzieć, że ma wielkie szczęście, bo żyjemy w kraju, gdzie takich dziadziusiów albo babć robi się coraz więcej. Już blisko 17 proc. społeczeństwa to osoby 65 plus. Wszystko wskazuje na to, że za 20 lat już jedna trzecia Polaków to będą osoby starsze.

Może nie będzie tak źle. Przecież starsi ludzie robią się coraz bardziej aktywni. Jest fitness dla seniorów, karate, lekcje tańca… Niedawno pojawiło się nawet reality show, w którym Polacy w podeszłym wieku przeżywają naprawdę intensywne przygody w sanatorium. Są rozrywki, życie towarzyskie, rodzą się uczucia.
– Świetnie, że starsi ludzie nie są kojarzeni z fotelem na biegunach i z opieką nad wnukami. Proszę jednak zwrócić uwagę, do kogo adresowane są te aktywności. To ludzie po sześćdziesiątce, może po siedemdziesiątce. Aktywni także dlatego, że wciąż jeszcze w niezłej kondycji fizycznej. A co ze starszymi? Już teraz mamy w Polsce ponad 2,5 miliona ludzi, którzy skończyli 75 lat. Jak dobrze pójdzie, wielu będzie żyło 85-90 lat albo nawet dłużej. W takim wieku sprawność fizyczna i psychiczna najczęściej bywa daleka od zadowalającej. Wtedy kumulują się najpoważniejsze problemy zdrowotne i zaczyna się najtrudniejszy etap starości.


To może od początku. Kim jest typowy polski senior?
– Wie pani, jak sobie wyobrażamy starość? Widzimy miłego staruszka, który sobie drepcze po parku. W rzeczywistości to najczęściej kobieta, bo panowie żyją o kilka lat krócej. Schorowana, w kiepskiej sytuacji materialnej. Często samotna.

70 proc. seniorów choruje na nadciśnienie tętnicze, ponad 20 proc. ma cukrzycę, a co drugi starszy człowiek – problemy z sercem. Zdecydowana większość starszych ludzi cierpi na chorobę zwyrodnieniową stawów. Na to się nie umiera, ale boli. Seniorzy cierpią, mają kłopoty z poruszaniem się. Jeśli są zaopiekowani, otoczeni serdecznością, łatwiej mogą znosić niedogodności związane ze stanem zdrowia.

Tylko skąd wziąć tę serdeczność i opiekę? Przez dwa dni jeździłam karetką z ratownikami medycznymi po starej dzielnicy Łodzi. Zdecydowana większość pacjentów, do których dotarliśmy, to starzy, schorowani ludzie. Przeraźliwie samotni.
– Wielka Brytania kilka miesięcy temu wprowadziła ministra do spraw samotności w rządzie. W Polsce też by się taki przydał. Samotność seniorów jest powszechna. Wielu moich pacjentów to ludzie, którzy miesiącami nie wychodzą z domów, są skazani na pomoc sąsiadów i opiekunów społecznych.

Często z depresją?
– Nawet jedna trzecia seniorów ma depresję. I ja się wcale nie dziwię. Proszę sobie wyobrazić kobietę, która złamała szyjkę kości udowej, ma odleżyny, początki otępienia. Ma prawo nie lubić tego życia. Ile ja razy słyszę: „Panie doktorze, ja to bym już chciała umrzeć”. I po ludzku ja tę kobietę rozumiem, ale skuteczne leczenie, łagodzenie cierpienia i otaczanie serdecznością najczęściej pomagają.

Myśli pan, że powróci temat eutanazji?
– Wcale by mnie to nie zdziwiło. Żyjemy jednak w kraju, gdzie względy etyczno-kulturowe sprawią, że to jest i będzie temat trudny do dyskusji. My zawsze walczymy o zdrowie i życie.

A bliskim uparcie życzymy „sto lat”.
– Rozmawiam o tym na zajęciach ze studentami. „Wyobraźcie sobie państwo, że macie wybór – zagajam. – Żyjecie 100 lat, ale ostatnie dziesięć leżycie zdani na opiekę innych, albo żyjecie 95 lat do ostatniej chwili aktywni i w niezłej formie. Co wybierzecie?”.

Nikt nie wybrał pierwszej opcji?
– Nikt. „No i co państwo właśnie zrobiliście? – prowokuję. – Świadomie skróciliście sobie życie, najświętszą rzecz, którą mamy”. Odpowiadając na to pytanie, uświadamiamy sobie, jak ważna jest jakość życia – bez bólu, bez cierpienia i z godnością. Czasami mam wrażenie, że w polskich realiach to nie czas i miejsce na takie rozważania. Lepszego jednak nie będzie. Najwyższy czas, żebyśmy dojrzeli do takich trudnych tematów. Trzeba szukać rozwiązań, co zrobić z tym długim życiem, aby było jak najlepsze i godne.

Lekarze alarmują, że w szpitalach miesiącami leżą starsi ludzie, którzy mogliby wrócić do domu, ale nie wracają, bo nie ma się tam kto nimi zaopiekować. Niektórzy leżą, aż umrą. U innych rodzina pojawia się tylko po to, aby uregulować sprawy związane z testamentem.
– Potwierdzam. Co druga osoba starsza leży w szpitalu i nikt jej nie odwiedza. Bywa, że boimy się wypisać chorego w piątek, bo wiemy, że przez weekend nie będzie miał mu kto podać jedzenia i picia. Dopiero w poniedziałek przyjdzie ktoś z opieki społecznej. Zdarza się też, że staruszkowie leżą w szpitalnych łóżkach, a personel w pośpiechu próbuje zorganizować miejsce w zakładzie opiekuńczo-leczniczym albo w domu pomocy społecznej.

Wielu z tych pacjentów ma przecież rodziny.
– No właśnie, brak kompleksowej opieki medyczno-społecznej to największy problem starszych ludzi w Polsce. To wciąż system opieki oparty albo na rodzinie, albo na własnym portfelu. Jeśli ktoś ma kochającą rodzinę, jak ten pani senior ze wsi, może spać spokojnie. Jeżeli jest bogaty i go stać, aby wyłożyć kilka tysięcy złotych miesięcznie, to też jest nieźle. Może mieszkać w prywatnym domu opieki, gdzie będzie miał zapewnione naprawdę dobre warunki i opiekę medyczną.

Nieraz słyszałem od bliskich, że – z różnych powodów – nie chcą się seniorem zajmować. Nie dają rady albo nie chcą dawać rady. Daleki jestem od tego, aby ich winić. Różnie układają się relacje rodzinne. Nie każdy ma powód do wdzięczności, nie każdy ma za co odpłacić ojcu czy matce. Do tego dochodzą sprawy zawodowe – aktywne dzieci czy wnukowie są obciążeni pracą i codziennymi obowiązkami, czasem muszą za chlebem wyjeżdżać za granicę, mają własne potomstwo do opieki. Ciężko pracują, są przemęczeni, chcą w weekend czy w ferie skorzystać z życia, odsapnąć, zadbać o siebie albo dzieciaki, a opieka nad starszą osobą to trudne zadanie. Czasem przypomina opiekę nad niemowlakiem, bo seniora trzeba i nakarmić, i przewinąć. Niestety, starszy człowiek nas nie zachwyca ani nie rozczula. Na dodatek bywa, szczególnie w przypadku otępienia czy choroby Alzheimera, że chory jest nieprzyjemny dla opiekuna. Czasem po kilku miesiącach nieustannego zajmowania się takim pacjentem to opiekun potrzebuje większej pomocy niż sam chory, bo jest tak zmęczony i wypalony, że zaczyna mieć poważne kłopoty zdrowotne.

Tym bardziej że nie zawsze jest to osoba młoda i w pełni sił. Wielokrotnie mam do czynienia ze starszymi ludźmi, na przykład małżeństwami, w których jedna osoba sama ledwo się rusza, a musi się zajmować drugą, która jest w jeszcze gorszym stanie. Mam pacjentów, parę staruszków. Pan ma 95 lat, jego żona 90. Pomagają sobie nawzajem. Do przychodni przychodzą wsparci jedno na drugim. Jakoś sobie radzą. Na razie.

Do miłości, przywiązania i opieki nad starszym człowiekiem nie można nikogo zmusić.
– Można za to uczyć szacunku dla osoby starszej czy niepełnosprawnej. Trzeba sobie uświadamiać, kto to jest niepełnosprawny. Mamy wyobrażenie dziecka, które urodziło się chore, albo myślimy o 20-latku, który wskoczył nieszczęśliwie do płytkiej wody i jeździ na wózku. Tymczasem ogromna część niepełnosprawnych to są właśnie ludzie starsi. Jestem przekonany, że z rozsądku – bo przecież starość czeka także nas – powinniśmy energicznie opracowywać rozwiązania systemowe.

A jak jest teraz?
– Niedobrze. Pod względem materialnym, bo seniorzy to grupa o niskich dochodach. Pod względem społecznym – bo nie ma się kto nimi zajmować, brakuje całościowych rozwiązań i miejsc, w których osoby starsze mogłyby uzyskać pomoc. Wiele do zrobienia jest także w kwestiach medycznych.

Brakuje geriatrów?
– Amerykanie szacują, że jeden geriatra powinien przypadać na 700 podopiecznych w wieku 65 plus. To rozsądne wyliczenia. Na tym tle wypadamy bardzo niedobrze. Mamy 6 milionów seniorów, więc – aby zapewnić im dobrą opiekę – powinniśmy mieć 8,5 tysiąca geriatrów. Mamy – 430. Na dodatek połowa nie pracuje w swojej specjalności, bo im się to nie opłaca. To nie jest specjalizacja, która przynosi duże dochody. Geriatrzy zwyczajnie nie mają gdzie pracować. Sytuacja, niestety, ostatnio tylko się pogorszyła. Wprowadzana kilkanaście miesięcy temu sieć szpitali wycięła oddziały geriatrii z placówek o pierwszym i drugim stopniu referencyjności, czyli w większości szpitali. Kiedy ministrem zdrowia był Konstanty Radziwiłł, geriatria została uznana za wąską specjalizację, a geriatra – za specjalistę, do którego potrzebne jest skierowanie.

To błąd?
– W Polsce są blisko 2 miliony seniorów, którzy wymagają poważnej opieki medycznej. Nasz system nie jest w stanie tego udźwignąć, bo w tej chwili oferuje starszym, często nieporadnym ludziom, którzy miewają kłopoty z poruszaniem się, żeby biegali od jednego specjalisty do drugiego, zapisywali się na wizyty, zabiegali o skierowania, wyczekiwali w przychodniach. Od dłuższego czasu mówię jako krajowy konsultant do spraw geriatry, że reforma systemu jest konieczna.

Żeby ułatwić starszym ludziom dostęp do lekarzy?
– Docelowo powinniśmy dążyć do stworzenia systemu podstawowej opieki geriatrycznej. W poradniach POZ powinni przyjmować geriatrzy i lekarze podstawowej opieki, którzy dokształcą się w kwestii geriatrii. Obejmuje ona te choroby, które najczęściej dotykają starszych ludzi. Jej podstawą jest interna, czyli choroby wewnętrzne, z elementami psychiatrii, rehabilitacji i neurologii. Taki lekarz musi mieć odpowiednie możliwości finansowe i sprzętowe. Wtedy większość problemów typowych dla wieku starszego może leczyć sam. Kiedy natomiast problem wykroczy poza jego możliwości, na przykład gdy pacjent ma dolegliwości urologiczne, okulistyczne, rozchwianą cukrzycę albo choruje na parkinsona – lekarz skieruje na szybką ścieżkę konsultacji do wspomagającego go specjalisty. Taka opieka nad seniorem w praktyczny sposób ułatwi życie nie tylko jemu, ale także lekarzowi, który go leczy, bo jeżeli osoba starsza cierpi na kilka lub kilkanaście różnych schorzeń i różni lekarze przepisują jej leki na te choroby, to bardzo często te leki wchodzą między sobą w interakcje. Mamy wtedy do czynienia z polipragmazją, czyli niekorzystnym wpływem leków na siebie nawzajem i na organizm pacjenta. Gdyby opieka medyczna nad seniorem była skoncentrowana w jednym miejscu, u jednego lekarza, wielu takich problemów można by było uniknąć.

Oddziałów geriatrycznych powinno być więcej?
– Zdecydowanie w każdym szpitalu powinien być oddział geriatryczny albo internistyczno-geriatryczny. W szpitalach z jednym oddziałem internistycznym, np. powiatowych, powinny zostać uruchomione pododdziały geriatryczne przy internie. Koniecznie też należy wypracować model współpracy koordynowanej opieki lekarzy z poradni POZ ze szpitalami.

Ale jak ten model ma funkcjonować, skoro mamy tak mało geriatrów?
– Gdyby młodzi lekarze widzieli, że jest zapotrzebowanie na taką specjalizację, że przybywa oddziałów w szpitalach, to oczywiście częściej decydowaliby się na geriatrię. Naturalnie zaczęłoby ich przybywać powoli, bo przecież intensywne szkolenie specjalistów to proces, który trwa latami.

A co z seniorami, którzy miesiącami leżą w szpitalach, bo nie ma się nimi kto opiekować w domu?
– To trzeba zmienić. Szpital to złe miejsce dla osoby starszej. Unieruchamia, źle wpływa na stan psychiczny. Rekomendowane jest, aby po wszelkich zabiegach jak najszybciej uruchamiać pacjentów i wypisywać do domów. Hospitalizacja powinna mieć miejsce tylko wtedy, gdy jest bezwzględnie wymagana. Trzeba jednak zaproponować rozwiązania, które pomogą sprawować opiekę nad chorym poza szpitalem i odciążą rodzinę. Na przykład tworząc dzienne domy pobytu. Tam ludzie, którzy z różnych względów mają już ograniczoną samodzielność, mieliby przebywać w ciągu dnia. Taki dom można, w dużym uproszczeniu, porównać do przedszkola – starsza osoba jest tam przywożona rano, ma zapewnioną opiekę, możliwość rozrywki, wyżywienie i opiekę medyczną, a po południu wraca do domu, do bliskich.

Takie domy już w Polsce funkcjonują, na razie jest ich kilkadziesiąt, działają w ramach pilotażu. Powinno ich przybywać. Muszą się stać łatwo dostępne, czyli nie mogą być drogie.

Co jeszcze może pomóc?
– Zachęcanie do aktywności fizycznej. Ci, którzy ćwiczą, żyją o dwa lata dłużej od tych, którzy nie ćwiczą. Można dyskutować, czy warto. Ale są też badania, z których wynika, że dzięki ruchowi niepełnosprawność dotyka ludzi o siedem lat później. Jeśli ktoś zaczyna spędzać czas w szlafroku i kapciach, już po kilku miesiącach widzimy wyraźne pogorszenie stanu zdrowia – mniejszą sprawność, gorszy stan psychiczny. Dlatego tak ważne są pojawiające się coraz częściej centra dla seniorów tworzone na wzór centrów powstających w Europie Zachodniej. Starsi mogą się tam spotykać, nawiązywać relacje, wybierać aktywności – także ruchowe.

Co jednak robić, gdy senior podupada na zdrowiu i już do tego centrum nie może samodzielnie dojechać? Należałoby pomyśleć o zorganizowaniu specjalnego transportu, aby jak najdłużej starsi ludzie mogli być aktywni i prowadzić życie towarzyskie.

Na zagranicznych wycieczkach w ciepłych krajach można spotykać wiekowych Niemców. Uśmiechniętych, swobodnych. To luksus, o którym typowy polski emeryt może pomarzyć.
– I tu nic się nie zmieni. To raczej w Niemczech sytuacja może się pogorszyć, bo ich system emerytalny powoli traci wydolność. Tak jest, gdy aktywni zawodowo muszą zapewnić byt powiększającej się grupie emerytów.

W Polsce już teraz emerytury i renty nie wystarczają ludziom na zaspokojenie wszystkich podstawowych potrzeb. Szczególnie wtedy, gdy koszty utrzymania mieszkania są duże. Do tego dochodzą ceny leków – sięgają nawet kilkuset złotych miesięcznie. Część z nich to preparaty ziołowe i suplementy diety, które nie mają wpływu na zdrowie, ale agresywny rynek reklamowy działa na psychikę seniorów. Chcą sobie kupić środki, które pomogą utrzymać sprawność.

Większości polskich emerytów nie stać nie tylko na podróż do ciepłych krajów, ale również na refundowany częściowo wyjazd do sanatorium. A będzie gorzej. Dlatego jestem za podniesieniem wieku emerytalnego w warunkach specjalnych regulacji rynku pracy seniorów, np. pracy cztery godziny dziennie, trzy dni w tygodniu, z ograniczeniem obciążeń pracą fizyczną. Obecnie w Polsce 60-letnia kobieta ma przed sobą statystycznie 25 lat życia. Jeśli nie wydłużymy czasu pracy, za kilka lat sytuacja kobiet stanie się dramatyczna, ale nie w wieku 60-70 lat, lecz później – ze względu na głodowe emerytury i renty oraz kumulację wielu chorób i niepełnosprawności.

Czy jest jakieś światełko w tunelu?
– Są liczne badania dotyczące usprawniania opieki senioralnej, np. rozwiązania techniczne, które ułatwiają starszym ludziom funkcjonowanie. Seniorów wyposaża się w gadżety, które umożliwiają wezwanie pomocy, kontakt z opiekunem czy rodziną. Takie urządzenia mają na przykład detektor upadku. Czujnik wysyła sygnał, że coś się stało, do centrum monitoringu, alarmowani są krewni lub pogotowie.

Pocieszające, że jesteśmy coraz bardziej świadomi, jak ważne jest zdrowe życie i dbanie o siebie. Do tego dochodzi medycyna, która coraz skuteczniej leczy i pomaga. Więc żeby nie zostawiać czytelników wyłącznie z ponurymi myślami: mimo wszystko mamy coraz częściej szansę dożyć zaawansowanego wieku w sprawności i coraz dłużej się tym życiem cieszyć.

Rozmowę przeprowadziła Agnieszka Urazińska wyborcza.pl/magazyn/